Rozdział ósmy
Punkt widzenia Avy
Gdy tylko jego zamówienie było gotowe, powiedziałam Archiemu, a ona zaniosła je do niego. Starałam się jak mogłam, żeby nie patrzeć w jego stronę i kontynuowałam to, co robiłam. Klienci czekali w kolejce, a ja musiałam się nimi zająć.
Bardzo trudno było tego nie robić. Kiedy podniosłam głowę, zauważyłam, że patrzył na mnie z wyrazem twarzy, który przeniknął mnie do szpiku kości. Co ja znowu zrobiłam?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, Archie weszła do kabiny z napojem w ręku.
„Dlaczego? Czy on to odrzucił?” zapytałam ostrożnie.
„Poprosił, żebyś to ty mu to przyniosła.” powiedziała delikatnie, jakby chciała ocenić moją reakcję.
Szybko spojrzałam w jego stronę, a on nadal tam był z tym samym wyrazem twarzy. Byli inni ludzie w kawiarni, ale była jakaś siła od niego, która przynosiła chłód do tego miejsca. Trzymał mój wzrok, nie spuszczając go, a ja nie mogłam go odwrócić.
On jest zagadką, z którą trzeba się liczyć.
„Dlaczego miałby to powiedzieć?” zapytałam ją.
„Co myślisz? Nie wiem dlaczego. Co zrobiłaś, żeby zwrócić na siebie uwagę tego człowieka? On jest najniebezpieczniejszym człowiekiem w tym zrujnowanym mieście.” powiedziała. Miała kontynuować, kiedy nagle na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. Zakryła usta dłonią.
„Czy...czy to przez to, co się stało wczoraj?” zapytała, a w jej oczach pojawiły się łzy.
„Nie...nie przez to. Miałam...Hmm...miałam z nim już wcześniej do czynienia i dlatego jest na mnie uwzięty.” powiedziałam, żeby ją uspokoić.
Nie wyglądała na przekonaną.
„Idę do niego teraz. Trzymaj tu wszystko w ryzach.” powiedziałam stanowczo i podniosłam jego tacę, idąc w stronę jego stolika.
Siedział przy tym samym stole, przy którym siedział ostatnio, na środku kawiarni. Kiedy tam dotarłam, unikałam jego przenikliwego wzroku, kładąc zamówienie na stole.
„Zamówienie, jak pan sobie życzył.” powiedziałam, kładąc nacisk na „pan”.
„Co myślałaś na początku?”
„Co?”
„Dlaczego kazałaś innej osobie przynieść moje zamówienie, skoro wyraźnie prosiłem o ciebie?”
„Jak widać, jest tu ruchliwie i mam pracę do wykonania, tak jak pan powiedział.”
„Nie zaczynaj ze mną być bezczelna. Może powinienem dodać, że za każdym razem, kiedy tu przyjdę, to ty musisz mi przynosić mój napój. To jest ważne w naszej umowie.”
„Masz tupet, Jaxon.” wysyczałam przez zęby.
„Co myślisz? Lubię to.” uśmiechnął się złośliwie.
Ten człowiek to kawał roboty. Strata przystojności na takiego kawał drania.
„Miłego dnia. Panie.”
Nie czekałam na jego odpowiedź i odeszłam. Archie miała dziwny wyraz twarzy i byłam pewna, że obserwowała całe nasze spotkanie.
„Co się między wami dzieje?” zapytała mnie, gdy tylko weszłam do kabiny.
„Nic.”
„Cóż, z taką odpowiedzią, jestem pewna, że coś się jednak dzieje.” powiedziała i kontynuowała swoją pracę. „Wiem tylko, że on to same kłopoty.” mruknęła głównie do siebie, ale słyszałam ją.
„Słyszałam cię.”
„Wiem.”
Zatrzymała się i spojrzała na mnie,
„Ten człowiek rzadko mówi więcej niż dwa słowa dziennie. W ogóle nie jest rozmowny. A w ciągu dwudziestu czterech godzin, odkąd tu jesteś, powiedział więcej niż przez lata.” powiedziała,
„Nie wierzę. Musi mieć rodzinę, przyjaciół i innych, z którymi rozmawia.”
„Nie ma. Jest sam. Nikt nie wie, skąd się wziął ani jak trafił do tego miasta. Wiem tylko, że nie rozmawia z ludźmi. Wszyscy znamy jego zamówienie. Kiedy przychodzi tutaj, zawsze o tej samej porze, jego napój jest gotowy. Nic więcej.” Upewniła się, że jej głos jest cichy, gdy mówiła do mnie.
To sprawiło, że byłam jeszcze bardziej ciekawa go. Chciałam dowiedzieć się, jaką osobą jest.
„Są nawet plotki, że zajmuje się nielegalnymi wyścigami i walkami w podziemiu.”
Co?
„Czy to w ogóle możliwe?” zapytałam.
„Plotki, kochanie. I latają tu jak szalone. Rzecz w tym, że najczęściej są prawdziwe. W jego przypadku nie ma dowodów, które by to potwierdzały.” powiedziała tonem ostateczności. Wiem, że powiedziała więcej niż wystarczająco.
Moje oczy same powędrowały do niego. Zauważyłam, że patrzy na mnie. Bardziej jakby wiercił dziury w moim ciele swoimi oczami.
Nagle wstał z krzesła i wyszedł z kawiarni. Moje oczy śledziły go, gdy wychodził. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Miał taką aurę, jakby był właścicielem tego miejsca.
I człowieku, jaki on był wysoki. Jest bardzo wysoki. Kiedy stanął obok mnie podczas naszego spotkania tamtego dnia, musiałam zadrzeć głowę, żeby na niego spojrzeć.
"Cokolwiek zrobiłaś temu facetowi, żeby stracił język, lepiej to odkręć. Nie chcę, żeby przychodził tutaj i groził mi, bym robiła, co chce." Głos Astrid zabrzmiał za mną.
"Nie zrobiłam..."
"Nie obchodzi mnie twoja wymówka, młoda damo. Nie mogę go stąd wyrzucić, ale upewnij się, że nie narobi kłopotów w moim lokalu." Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, odeszła, by porozmawiać z klientami.
"Zdecydowanie cię nie lubi." powiedziała Archie, a ja przytaknęłam.
Dzień minął gładko, bez kolejnego spotkania z moim wrogiem. I starałam się jak mogłam. Praca była nawet trochę zabawna.
Nie mogłam przestać myśleć o tym, co Astrid powiedziała o tym, że on jej groził. Czy ona też miała z nim do czynienia?
To myślenie nie opuszczało mnie aż do momentu, gdy opuściłam kawiarnię i wróciłam do domu. Myślę, że teraz lepiej znam okolicę i dzięki pomocy Archie trochę orientuję się w terenie.
Stałam na zewnątrz mojego budynku, który miał obok siebie drugi budynek o dokładnie tej samej strukturze i wszystkim. Wyglądały, jakby były bliźniacze.
Krew mężczyzny z tamtego dnia przemknęła mi przed oczami i nagle zrobiło mi się słabo. Rozejrzałam się po miejscu i nie było śladu, że coś takiego wydarzyło się tutaj wczoraj. Miejsce było tak czyste, jak wtedy, gdy przyszłam wcześniej, bez zapachu krwi, jakby ktoś mógł się spodziewać.
Czy miał ludzi, którzy przyszli to posprzątać? Czy zrobił to sam?
Zaczęłam otwierać drzwi, gdy usłyszałam dźwięk otwierającego się drzwi i spojrzałam w górę.
Klucze w mojej dłoni upadły na ziemię, gdy zobaczyłam, kto wychodzi z budynku.
Jaxon.
Co on tutaj robił?
Znowu?
Zanim zdążyłam się powstrzymać, zapytałam:
"Co tu robisz?"
Jego spojrzenie spotkało się z moim i dreszcze przeszły mi po ciele na widok jego zimnego wzroku.
"To dom, kochanie."
"Wiem, że to dom. Dlaczego z niego wychodzisz?"
"Jesteś tu nowa. Niektórzy z nas mieszkali tutaj zanim przyszłaś." powiedział. Jego ręce były w kieszeniach, gdy opierał się o poręcz, która oddzielała nasze dwa mieszkania.
To musi być bardzo okrutny żart. Jaxon jest moim sąsiadem? Wszechświat zdecydowanie mnie nienawidzi.
"Skoro mieszkasz po tamtej stronie," wskazałam na jego część domu, "dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś temu człowiekowi przed moim domem?" zapytałam.
On tylko wzruszył ramionami.
"Nie chciał zostać na miejscu. Miał tylko czekać na mnie, aż wyjdę, ale musiał uciekać." powiedział, jakby to nie było nic wielkiego.
"Prawie zabiłeś tego człowieka, Jaxon." powiedziałam.
"Cóż, miał szczęście, że nie zrobiłem tego całkowicie." zamyślił się.
Pomysł, że ten człowiek jest potworem, wzrósł w mojej głowie. Był zimnokrwistym draniem.
"Jesteś okropny." wyszeptałam, patrząc na niego z obrzydzeniem w oczach.
Moje serce biło szybko, myśląc o tym, co zrobił temu człowiekowi i o tym, że ten okropny człowiek mieszka obok mnie. Obok mnie.
Zanim zdążyłam pomyśleć, co się stanie dalej, przyciągnął mnie do siebie zza poręczy, chwytając za szyję. Jak to zrobił, nie wiem.
"Puszczaj mnie." szarpałam się, uderzając go w ramiona i wszędzie, gdzie mogłam.
"Bambi, wiem, że jestem okropny. Jestem najgorszym rodzajem potwora, jakiego możesz spotkać w życiu. Po prostu nie lubię, gdy to wychodzi z twoich ust." powiedział przy moim policzku. Nienawidzę, jak bardzo podobał mi się jego zapach.
W pewnym momencie przestałam się szarpać.
"Jedyne, kiedy chcę, żebyś mnie obrażała, to kiedy dotykam cię tak, jak chcę. Kiedy pcham się w ciebie tak mocno, że zobaczysz gwiazdy."
Zatkało mnie na jego słowa.
















































































































































































































