Rozdział piąty.
Ava's POV
Upokorzenie, które czułam wcześniej, nadal pulsowało przez moje ciało, razem z bólem w prawej ręce, którą zmiażdżyłam, próbując otworzyć drzwi do mojego nowego mieszkania. No cóż, próbowałam je otworzyć z całych sił i w końcu mi się udało.
Weszłam do mieszkania na ślepo, nie patrząc przed siebie i potknęłam się o zapakowane pudełko, którego jeszcze nie ruszyłam. Upadłam twarzą do przodu i uderzyłam się w głowę o wazon, który również nie został przeze mnie przesunięty.
"Ała." jęknęłam i stęknęłam, czując przeszywający ból, który przeniósł się z mojej kontuzjowanej ręki prosto do głowy.
Usiadłam na kanapie. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy ból nie ustępował. W tym momencie myślę, że mam po prostu pecha. Nie ma mowy, żeby to wszystko przytrafiło się mi jednego dnia.
Po ucieczce od przemocowego byłego, który traktował mnie jak śmieć pod swoimi butami przez tak długo, jak pamiętam, nie spodziewałam się, że inni mężczyźni będą mnie traktować jak księżniczkę. Najmniej mogłam prosić o podstawowy szacunek dla drugiego człowieka.
Nie o to, żeby być traktowaną jak śmieć przez kolejnego mężczyznę. Tego, którego uważałam za atrakcyjnego. Muszę być naprawdę kiepskim sędzią charakteru, jeśli wszyscy mężczyźni, których przyciągam, będą mnie bić i poniżać.
Wytarłam łzy ze złością. Nie powinnam płakać przez mężczyznę jak zagubiony szczeniak. Nie powinnam tego robić. To złe. Powodem, dla którego teraz płaczę, jest ból w mojej ręce. I to bardzo intensywny ból. Myślę, że będę musiała zobaczyć się z lekarzem.
Ale to może poczekać. Mogę równie dobrze teraz uporządkować swoje mieszkanie, zamiast potykać się o rzeczy tu i tam. A tak na marginesie, lubię mieć porządek w swoim otoczeniu. To jakby rodzaj OCD.
Może po latach życia z kimś, kto potępia każdą twoją czynność i chęć zaimponowania mu, zrobiło mnie to taką, albo fakt, że od zawsze pragnęłam uznania moich rodziców.
Wstałam z podłogi, na której siedziałam, i zabrałam się do pracy. Wiedziałam, że to będzie dla mnie długi dzień. Ale musiałam to zrobić. Potem pójdę do szpitala.
Dobrze, że udało mi się skontaktować z agentem nieruchomości na ostatnią chwilę podczas mojej podróży tutaj i mogłam dostać dobre mieszkanie w przyzwoitej okolicy.
Kominek był czymś, za co można było umrzeć. Uwielbiałam, że wszystkie niezbędne rzeczy były już na miejscu. Coś dobrego w moim całym dniu, co było dobre. Upewniłam się, że dodałam więcej drewna, aby ogień nadal się palił. Na zewnątrz było mroźno.
Po tym, co wydawało się wiecznością, wszystko było w porządku i miejsce było lśniąco czyste. Odpoczęłam trochę. Spojrzałam na zegar na ścianie i było trochę po ósmej. Nie mam żadnych zapasów i muszę coś zjeść, bo dzisiaj nie miałam najlepszego posiłku.
Otworzyłam zamrażarkę, wiedząc, że nie zobaczę w niej niczego, i westchnęłam z ulgą. Było tam przynajmniej kilka opakowań lodu. Wzięłam jedno i położyłam na kontuzjowanej ręce, krzywiąc się przy tym.
Kiedy tu przyjeżdżałam, zauważyłam stoisko, które sprzedawało kukurydziane paluszki i inne fast foody. Może uda mi się tam coś zjeść.
Związałam włosy w koczek, otworzyłam drzwi dobrą ręką, ale nagle zatrzymałam się, słysząc szamotaninę na zewnątrz.
Brzmiało to jak stłumione dźwięki bólu i cierpienia. Otworzyłam drzwi delikatnie, zaglądając przez małą szczelinę. To, co zobaczyłam, sprawiło, że odskoczyłam od drzwi, z dłonią na ustach.
Co do diabła?!
Nic nie przygotowałoby mnie na obraz przed moimi oczami, od którego nie mogłam odwrócić wzroku. Moje oczy rozszerzyły się, serce waliło w piersi z przerażenia.
O Boże!
Przed moimi drzwiami leżał okaleczony mężczyzna.
To była mantra, którą powtarzałam w głowie, nie mogąc odwrócić wzroku od tej sceny.
Cokolwiek się teraz dzieje, nie mam pojęcia. Mężczyzna miał krew cieknącą z palców i...
Przerwałem tok myśli, kiedy dobrze przyjrzałem się dłoni. Nie zostało nic z palców. Nie miał już palców.
Jego pięć palców zniknęło.
Coś, co przypominało wymioty, podeszło mi do gardła, ale zdołałem to stłumić. Patrząc na tę scenę.
Mężczyzna leżał na podłodze. Płakał oczywiście, ale jego krzyki i płacze były tłumione przez szmatę, którą miał wciśniętą do ust. Jego twarz i ciało były zakrwawione. Patrząc na niego z tej odległości, byłem pewien, że miał kilka złamanych kości.
Nad nim stał mężczyzna, jak ponury żniwiarz gotowy do zebrania swojego długu. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Musiałem wydać jakiś dźwięk, bo sprawca powoli odwrócił się w moją stronę.
Moje oczy zetknęły się z jego i zamarłem w miejscu. Dosłownie.
To był on.
O Boże.
Zamknąłem drzwi tak cicho, że miałem nadzieję, że nie usłyszał.
Ten człowiek był bardziej diabłem, niż myślałem. Zrobił to człowiekowi. Drugiemu człowiekowi.
Moja zraniona ręka nagle zaczęła boleć, jakby przypominając mi, co mi zrobił. Wszystkie ślady głodu zniknęły i zamknąłem drzwi.
Mój oddech był niestabilny, bo nie mogłem wyrzucić z głowy tego, co właśnie zobaczyłem, a także ilości krwi, która była na ziemi.
Jego lodowate szare oczy wciąż mnie prześladowały, kiedy wszedłem do sypialni w jednopokojowym mieszkaniu i padłem na łóżko. Wszystko to robiłem bezwiednie. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje.
Skuliłem się pod grubą kołdrą, mając w głowie różne dziwne i dziwaczne myśli.
Co powinienem zrobić?
Co jeśli mnie zobaczył?
Co jeśli później przyjdzie po mnie?
Otrząsnąłem się z tych myśli. Nie było możliwości, żeby mnie zobaczył. Drzwi były tylko lekko uchylone i mieliśmy tylko jedno spotkanie. Nie było możliwości, żeby mnie rozpoznał.
Tuląc rękę do głowy, zmusiłem się do snu. Było trudno, ale udało się.
Moje oczy otworzyły się szeroko.
Coś było nie tak. Atmosfera w pokoju była chłodniejsza niż powinna. Grzejnik w pokoju i łóżku był włączony, ale wciąż było zimno. Nie mogłem dokładnie określić, co to jest, ale wiedziałem, że coś jest nie tak.
Usiadłem na łóżku, zamierzając włączyć lampkę nocną, mając nadzieję, że uda mi się to za pierwszym razem, kiedy zamarłem w miejscu.
„Nie waż się włączać tego światła, Bambi.”
Przeszedł mnie dreszcz i poczułem, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodu, od głowy po stopy. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem.
Mój wzrok przesunął się tam, skąd dochodził głos.
„Może słyszę rzeczy. To niemożliwe, prawda?” powiedziałem, jakby próbując zapewnić siebie, że nie zwariowałem.
Przynajmniej jeszcze nie.
„Słyszałaś mnie dobrze. Zrób to, a pożałujesz dnia, w którym na mnie spojrzałaś.” Tym razem brzmiało to realnie. Obie moje ręce powędrowały do ust, jakby próbując powstrzymać myśli przed wydostaniem się.
Miałem zamiar zapytać, co tu robi i jak się dostał, mimo że nie mogłem go dokładnie zobaczyć w ciemności, kiedy poczułem jego zapach blisko mnie.
„Lubisz podglądać, prawda?” powiedział lodowatym tonem. Zanim zdążyłem odpowiedzieć i udawać, że nie wiem, o co chodzi, poczułem coś zimnego, metalowego przy mojej szyi, zanim zdążyłem mrugnąć.
Moje oczy rozszerzyły się, gdy odkryłem, co to było.
Nóż.
Znowu.
Co za ironia? Pomyślałem ponuro.
„Co robisz w moim domu?” wyszeptałem kontrolowanym tonem, mając nadzieję, że mój głos nie zdradzi strachu, który czułem.
„Co myślisz? Co widziałaś?”
„Nie wiem, o czym mówisz...”
„Nie pieprz się ze mną. Co widziałaś?” powiedział twardym tonem, który mnie przerażał.
„Jesteś pieprzonym potworem, Jaxon.” powiedziałem. Mimo że wiedziałem, że nie powinienem z nim zadzierać po tym, co mi dziś zrobił, nie mogłem powstrzymać języka. Ani nawet ugryźć!
Zaśmiał się sucho.
„Będziesz miała czas swojego życia z tym pieprzonym potworem, Bambi. Teraz mów, do cholery.” Ostatnie słowa powiedział poważnie i podkreślił, naciskając ostrze mocniej na moją szyję.
















































































































































































































