Rozdział drugi.
~PERSPEKTYWA AVY~
Moje oczy rozszerzyły się, przerażone widokiem przede mną.
Czy on w końcu oszalał, czy tylko żartuje? Dlaczego, do cholery, celuje we mnie sztyletem?
Serce waliło mi mocniej w piersi, gdy Kayden zrobił kolejny krok, a potem instynktownie zareagowałam.
Wiedziałam, że muszę się stąd wynosić, uciekać, zanim zrobi coś szalonego, bo w tej chwili wyraźnie nie wyglądał na zdrowego na umyśle.
Zanim zdążyłam mrugnąć, zimny metal już przycisnął się do mojej szyi, drażniąc skórę, gdy Kayden przycisnął mnie do ściany za mną.
Gardło mi zaschło, ale nie odważyłam się przełknąć śliny.
Nie mogłam nawet wypowiedzieć słowa, nie mówiąc już o krzyku o pomoc, mając coś tak ostrego przerażająco blisko mojej szyi. Krzycząc o pomoc, to jakby wołać śmierć.
Czy to się dzieje, bo powiedziałam mu, że to koniec?
Bo w końcu powiedziałam słowa, które długo trzymałam w sobie?
Przez miesiące—lata—cicho znosiłam, pozwalając mu manipulować mną. Ale dziś pękłam. Powiedziałam mu, że z nim zrywam. A teraz wyglądał, jakby chciał mnie za to zabić, jakbym nie miała prawa go opuścić.
Nic dziwnego, że Bella odeszła od niego do innego mężczyzny, zanim minął rok.
Wtedy tego nie rozumiałam. Byłam dziewczyną za ścianą, cichą adoratorką. Tą, która obserwowała go z daleka, serce drżało za każdym razem, gdy się uśmiechał. Więc kiedy w końcu mnie zauważył, gdy zaczęliśmy rozmawiać, śmiać się, zbliżać... gdy wyznał swoje uczucia, zakochałam się po uszy. I ani razu nie zapytałam, dlaczego jego ex odeszła.
Byłam zbyt zaślepiona miłością. Zbyt chętna, by uwierzyć, że jestem wyjątkiem.
Ale po wszystkim, co przetrwałam przez ostatnie trzy lata... każdej kłótni, każdej sprzeczce, która zawsze wskazywała mnie jako winną, każdemu skręconemu przeproszeniu... teraz rozumiem.
Kayden nie jest tylko toksyczny. On jest niestabilny.
Potrzebuje pomocy. Psychiatry. Może nawet wyściełanego pokoju w szpitalu psychiatrycznym!
Zostałam, bo byłam młoda, naiwna. Chciałam wierzyć w chłopaka, w którym się zakochałam. Połknęłam jego kłamstwa, wybaczałam jego szantaże, pozwalałam się zaplątać w jego emocjonalną sieć. Ale już nie.
„Zjadło ci język?” Jego głos przeciął moje spirale myśli, gdy przechylił głowę, patrząc na mnie drżącą.
Zadrwił, „Nadal będziesz kłamać prosto w oczy?” warknął. „Czy jesteś na tyle głupia, by spróbować jeszcze raz odejść?”
„Kayden… to nie jest w porządku. Bądźmy cywilizowani. Wiesz, że mnie ranisz, więc proszę… błagam cię, przestań, zanim będzie za późno. Zanim tego pożałujesz.” Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale był daleki od tego, bo zaśmiał się, rysując ostrzem sztyletu po mojej twarzy, a ja poczułam gęsią skórkę.
Moje usta drżały, „Co-co myślisz, że robisz?”
„Nie. Powinno być: co myślisz, że ja robię, Avo?” Odbił pytanie do mnie.
„Mogłbyś przestać? Przerażasz mnie,” błagałam, drżąc z łzami w oczach, myśląc o najmniejszych sposobach, jak mogłabym od niego uciec.
„To jedyny sposób, by cię mieć dla siebie. Nie dzielę się tym, co moje. Jesteś moja, Avo,” zamruczał.
Jego ton stawał się coraz bardziej groźny i złowieszczy z każdym słowem, „Jesteś moja do zatrzymania! Myślisz, że możesz mnie po prostu opuścić? Wrócić do domu pewnego dnia i wyrzucić wszystko, co zbudowaliśmy? Myślisz, że możesz wyjść z tego związku, bo znalazłaś nowego faceta?” Zażądał.
Łzy spływały mi po policzkach. Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć ani zrozumieć, jak mogłam zakochać się w tym człowieku. Człowieku, który był chory na umyśle!
„Jesteś szalony, Kayden. Po prostu żałosny, niepewny siebie przegraniec. Tchórz. To właśnie jesteś!” Splunęłam.
„Jesteś przerażony utratą mnie, bo byłam łatwa do kontrolowania, prawda? Boisz się, że nigdy nie znajdziesz innej dziewczyny na tyle słabej, żeby pozwoliła ci pociągać za sznurki w związku, tak jak ja, bo zakochałam się w tobie!”
"Jesteś paranoikiem, zazdrosnym. Mylisz zaborczość z miłością i naprawdę potrzebujesz pomocy. Sprawdź sobie głowę, zanim zaczniesz nazywać tę toksyczną obsesję 'miłością'. Mam dość ciebie i tego cholernego, przeklętego związku!" krzyknęłam, wściekła, wylewając z siebie wszystkie myśli i uczucia.
Ledwo zauważyłam, kiedy nadchodził cios, poczułam tylko uderzenie na twarzy, która odskoczyła w bok, a ból rozkwitł na moim policzku.
Jego ręka chwyciła mnie za szyję, a druga zacisnęła się na mojej szczęce, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.
"Powiedz jeszcze jedno słowo, a pożegnasz się ze swoją ładną buzią," syknął, ale nie czekałam ani chwili dłużej, zanim wbiłam kolano w jego krocze tak mocno, że byłam pewna, że jedno z jego jaj nie będzie już działać tak, jak wcześniej.
"A-AAHHHHH!" zawył, zwijając się z bólu na ziemi.
Nie czekałam. Złapałam swoją torbę i wybiegłam. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, zamykając go w środku, zanim zdążył się pozbierać. Jego pięści waliły w drzwi, jego głos wrzeszczał za mną.
"Nie uciekniesz przede mną, Ava! Nie ukryjesz się! Znajdę cię, gdziekolwiek pójdziesz, a kiedy to zrobię, wciągnę cię z powrotem do mojego życia i zamienię je w piekło. To obietnica!"
To były ostatnie słowa, które Kayden na mnie wrzeszczał, ale ani razu się nie obejrzałam.
Pomiędzy nami zapadła długa cisza, gdy moja najlepsza przyjaciółka Cas stała obok mnie, opierając się o framugę okna z ramionami skrzyżowanymi pod piersią. Jej wyraz twarzy był twardy, nieczytelny.
Siedziałam na jej łóżku, zakrywając twarz dłońmi, cicho szlochając. Właśnie opowiedziałam jej wszystko, co się wydarzyło, każdy bolesny szczegół.
Biegnąc do jej mieszkania, to jedyne, co miało sens w tamtym momencie. Nawet się nie zastanawiałam. Cassidy była jedyną osobą, której mogłam zaufać, jedyną, która naprawdę się o mnie troszczyła.
Nie miałam dokąd pójść. Większość dziewczyn pewnie uciekałaby do rodziców, ale ja? Mogłam tylko gorzko się zaśmiać na tę myśl.
Moi rodzice nigdy nie troszczyli się o mnie tak, jak Cas. Wysyłali pieniądze na moje utrzymanie, ale nigdy nie pytali, jak naprawdę się czuję. Dla nich, dopóki rachunki były opłacone, a ja wyglądałam dobrze na zewnątrz, wszystko inne nie miało znaczenia.
Wierzyli, że pieniądze rozwiązują wszystko. Ale nie rozwiązywały samotności. Nie strachu. Nie złamanego serca. I na pewno nie chaosu, w którym się topiłam.
Cas zawsze była moją bezpieczną przystanią, zawsze ochronna, zawsze wyrozumiała. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami od liceum, długo przed tym, jak Kayden pojawił się w moim życiu.
Ostrzegała mnie przed nim raz za razem, ale nie słuchałam. Byłam zbyt zdesperowana, by otrzymać miłość, której nigdy nie dostałam od rodziców. A teraz, wszystko, co mi zostało, to żal.
"Ostrzegałam cię. Więcej niż raz. Mówiłam, żebyś zostawiła tego drania, ale nigdy mnie nie słuchałaś. A teraz zobacz, co ten paskudny gnojek prawie ci zrobił. Masz szczęście, że nie użył tego noża," warknęła.
Starłam łzy wierzchem dłoni i spojrzałam na nią. "Naprawdę zamierzasz mnie teraz obwiniać, Cas? Nie możesz mnie po prostu pocieszyć? Trochę wsparcia by się przydało, wiesz," pociągnęłam nosem.
"Pocieszyć cię?" Cas prychnęła, niedbale odwijając gumę do żucia i wkładając ją do ust.
Żuła powoli, potem zrobiła głośny balon prosto przed moją twarzą. "Może byłabym dla ciebie łagodniejsza, gdybyś nie była taka uparta. Ale nigdy nie słuchasz, Ava."
Opadła na łóżko obok mnie, kręcąc głową. Wiedziałam, że nie skończyła. Będzie dalej drążyć każdy mój błąd.
Zanim zdążyła, wzięłam głęboki oddech. Musiałam jej powiedzieć o tym, co już postanowiłam. Znałam Kaydena. Jak tylko opuści moje mieszkanie, przyjdzie tu szukać mnie, bo znał moje miejsce komfortu.
"Podjęłam decyzję, Cas."
Rzuciła mi ukradkowe spojrzenie, unosząc jedną brew. "Tak? Co teraz?"
"Muszę na jakiś czas wyjechać ze Stanów."
Cas odwróciła się do mnie z niedowierzaniem, ale powoli, stanowczo skinęłam głową, żeby pokazać jej, że mówię serio.
Już podjęłam decyzję. Kayden nie był typem, który pozwoliłby mi odejść bez walki.
"To jedyny sposób, Cas," powiedziałam cicho.
















































































































































































































